Ósma dziewięć.

Ósma. Artur przed chwilą skończył polewać wódke. Masakra jakaś. Do mielca z Kubą miałem jechać. Na trening capoeiry [prowadzi tam grupę gówniarz jeden] ale chyba nie dam rady. Ryzyko zbyt duże. Przygód gdzie adrenaliny miałem po uszy w życiu mi wystarczy. Pojedzie busem, nic mu nie będzie.

Wieczór całkiem spoko. W prawdzie przyszliśmy pózno, bo o 1 , jednak w sam raz. Było fanie. Mnóstwo wódki przy barze, psy w głosnikach...

Kiedyś, dawno, kawał życia temu, jak wybrałem się na Cypr w poszukiwaniu fortuny, poznałem Zenonasa, który miał kuzyna dj'a. Zabrał mnie raz na bibe. Psy trance cały czas. Typowo undergroundowa biba. Wszyscy o godzinie dwudziestej dostali esemesa z instrukcją jak dojechac na miejsce gdzie impreza się odbywa. Wyruszyliśmy w trase. 1,5 h polną drogą przez góry, aż w końcu dojechaliśmy na mega wypasioną plaże, pełną fluorestencyjnych dekoracji.. Nigdy wcześniej nie widziałem czegos takiego, typowy undergroundowy plener.. Mnóstwo ludzi, fajny sound.. kilka razy tylko słyszałem - człowieku, akurat trafiłeś na najlepszą imprezę psy trance'ową lata. Rzeczywiście było kozacko.

Problem pojawił się kiedy wybiła 8;30. Czas wracać. Na 10;30 masz do pracy. Najgorzej. Bez większych wyrzutów sumienia, zadzwoniłem, aby poinformować, że nie dam rady dotrzeć z przyczyn zdrowotnych..

Dziś też z przyczyn zdrowotnych z Kubą do Mielca nie pojadę.. dbrnc!

Nocne życie zawsze spoko !

1 komentarze:

itsari/1983 pisze...

widzę, że konkret... nie moja noc.